Czasami człowiek musi, inaczej się udusi… ciągle mam fazę na owoce. Podobno zdrowe.
Zajrzałem do lodówki i znalazłem tam niepozornie wyglądającą butelkę z etykietą autorstwa FLOV, a na niej obietnicę owocowej przekąski. W składzie znajduje się pulpa z mango, tak więc mniam. Zostałem kupiony.
Mangonel – Mango Wheat IPA od Browar Szpunt. Ta pulpa postawiła poprzeczkę dość wysoko, a spotęgował ją wygląd piwa po nalaniu. Idealnie nieprzejrzyste, praktycznie bez piany. Sok.
Mango jest zdecydowanie wyczuwalne, ale z początku nie dominuje w aromacie, zostawiając sporo miejsca na nuty pochodzące od chmielu. Tu pierwsze skrzypce gra Mosaic, Citra jest niewyczuwalna. Z biegiem czasu i ogrzewaniem się piwo rozkwita, tworząc delikatną i zwiewną mieszankę aromatyczną z dominantą mango.
W smaku piwo jest bardzo okrągłe, pełne, nie ma wrażenia pustki czy też wodnistości, jednak z drugiej strony nie jest to NEIPowy soczek. O co to to nie. Jest to rasowa IPA z silnym wpływem tropików. Niestety, mimo uważnego nalewania goryczka jest gryząca, drapie w gardło i podniebienie. Z kranu problem nie istnieje, tak więc zdecydowanie jest to problem butelki i dużej wrażliwości na wzburzanie osadu.
Ogólnie wolałbym, żeby balans był przesunięty bardziej w kierunku mango. To samo piwo na #bgm6 smakowało zupełnie inaczej, bliżej tego, co podpowiadała moja wyobraźnia.
I za #bgm6 właśnie…
4/5
Tutaj możesz dodać swoje trzy grosze