Czyżbym trafił na złą butelkę?
Zgodnie z zapowiedzią, bezalkoholowe Vermont IPA od Browar na Jurze. Smutno, bo to rodzinne strony, ich Vato Loco daje radę, a Mad Driver jest na zero procent normy…
Jedyny moment, w którym coś się zadziało nastąpił zaraz po nalaniu do szkła – pojawił się chmiel i cytrusy. Zaraz potem z aromatem stało się coś, co mnie odrzuciło… przypomina mi to zepsuty kompot rabarbarowy.
W smaku zieje pustką. Spodziewałem się, że główną “wadą” tego piwa będzie wątpliwość, czy powinien jeszcze stać na półce z alkoholem czy też lepiej by pasował do alejki z sokami, a tutaj proszę Pań i Panów nie ma nic, o co można by zahaczyć kubek smakowy. No, może oprócz goryczki, która daje radę, ale co z tego, skoro smakuje to jak delikatna, chmielowa herbatka… Rozmieszanie i dolanie osadu nie zmieniło absolutnie nic. No, może oprócz wyglądu, który przyjemnie się zamglił. Punkt za goryczkę.
Całość prezentuje się zupełnie, jakbym otworzył butelkę i zapomniawszy o niej, wrócił do zawartości kilka godzin później. Warka 13/9/2018, czyli niby wszystko w porządku. Nie rozumiem. Owoców brak, imbiru o którym wszyscy (Chmielokracja Polski Kraft) wspominają – brak. Smutek.
No i ta etykieta…
Czyżbym trafił na złą butelkę?Zgodnie z zapowiedzią, bezalkoholowe Vermont IPA od Browar na Jurze. Smutno, bo to…
Opublikowany przez Warzelnia Zakładowa 16 kwietnia 2018
Tutaj możesz dodać swoje trzy grosze