…jak go uwarzą. Z tego aksjomatu skorzystał Ale Browar z Wrocławia i przygotował nowofalową NEIPA o zachęcającej nazwie Not So Scary.
Nie będę kłamał, ten post piszę z Not So Scary w szklanicy i nie jest to mój pierwszy wieczór w towarzystwie tego piwa. Specjalnie na dziś odnalazłem notatki z pierwszego spotkania i od razu przypomniałem sobie zaskoczenie, jakie mu towarzyszyło. Wtedy nie odnalazłem w nim deklarowanego na etykiecie melono-mango-marakujowego charakteru, jednak cytrusowa lekkość i niesamowita pijalność uderzyła mnie od samego początku i trzymała do końca. Dziś z kolei mango było wyczuwalne zarówno w smaku jak i w aromacie, a cytrusy odeszły na dalszy plan. Inne okazje podczas których miałem przyjemność pić to piwo pamiętam jak przez mgłę, jednak za każdym razem czułem się, jakbym pił inne piwo. Przebija się z tego dość istotny fakt – piwo jest z warki na warkę, czasem wręcz z butelki na butelkę bardzo różne.
Ostatnio podczas festiwalu Beer Geek Madness we Wrocławiu miałem okazję rozmawiać z wieloma osobami, które na co dzień mniej lub bardziej profesjonalnie zajmują się piwem rzemieślniczym, czy to pracując w branży, czy też obserwując ją bacznie z zewnątrz. Z tych dyskusji wyłonił się ciekawy obraz rodzimego kraftu, w którym na oceanie pozytywów można było zauważyć kilka raf i mielizn. Jednym z problemów o których rozmawialiśmy był brak stabilności i często dość istotna zmiana charakteru piwa z warki na warkę. Długo by na ten temat debatować, opinii jest tyle ile osób w polskim krafcie, jednak piwo z warki sprzed pół roku ma poważną szansę być zupełnie innym piwem od tego uwarzonego w zeszłym miesiącu. I to jest fakt.
Największy problem z powtarzalnością mają oczywiście browary kontraktowe, które warząc “gościnnie” mają najmniejszy wpływ na proces produkcyjny swojego piwa. Ilość zmiennych w produkcji piwa na skalę przemysłową jest przeogromna, a ich wpływ na jakość produktu końcowego nie do przecenienia. Za każdym razem, gdy słucham podcastów* w których wypowiadają się browarnicy będący właśnie w trakcie wprowadzania zmian w swoim browarze bądź tworzących zupełnie nową linię produkcyjną jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak wielkim kunsztem wykazują się w procesie adaptacji receptury i procesu pod nowe warunki czy też urządzenia warzelnicze.
Ale do rzeczy.
Podsumowując tę degustację (aj, nie lubię tego słowa… jakoś się ostatnio zdewaluowało) i wracając do piwa, które zdążyło mi się w międzyczasie w szklance ogrzać powyżej temperatury sugerowanej na etykiecie okazuje się, żę gdy jest ono cieplejsze, staje się bardziej interesujące. Wraz ze wzrostem temperatury otwiera się i oddaje tak istotną dla stylu soczkowość. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to do goryczki, która jak na NEIPA jest dla mnie zbyt drażniąca i zalega na podniebieniu, przeszkadzając nutom owocowym w dominacji.
Elementem wspólnym wszystkich warek są drożdże – silnie flokujące, pozostawiające zbity w grudki osad, tak więc trudne w rozmieszaniu. Nigdy nie wiem, czy lepiej zostawić je w spokoju, czy też dodać do piwa. Dzisiaj rozmieszałem ponieważ odniosłem wrażenie, że pozostawiona na dnie butelki resztka miałą dużo bogatszy bukiet od tego, który można było zaobserwować w części zdekantowanej znad osadu.
Mimo pewnej, powodującej element niespodzianki chimeryczności (co też tym razem będzie w butelce…?), nadal polecam to piwo z zastrzeżeniem, że nie jest to bomba owocowa na miarę DDH Grapefruit and Manadarin DIPA. To taka nejpowa apa i jest w tym bardzo dobra.
Na kranach: link
* mówię tutaj o podcastach polskich, aczkolwiek moim ulubionym podcastem audio nadal pozostaje BeerSmith. Jeśli chodzi o vlogi, tutaj Polska górą i nie będę specjalnie oryginalny mówiąc, że Rafał i Marcin z Wocky-Talky w Jabeerwocky wykonują kawał fantastycznej roboty!
Tutaj możesz dodać swoje trzy grosze