Majówka trwa w najlepsze. wielu z nas wyjechało na urlopy a Ci, którzy zostali w domach eksplorują najbliższe okolice. Ja postanowiłem zrobić podobnie i dzisiaj przedstawię miejsce, które na piwnej mapie pojawiło się całkiem niedawno. Coś mi jednak mówi, że już całkiem niedługo może zająć na niej dość eksponowane miejsce. Zapraszam na wycieczkę do Milicza na Dolnym Śląsku.
Mieszkańcom Wrocławia i okolic Milicz kojarzy się przede wszystkim z wodą. Dolina Baryczy i Stawy Milickie to wspaniałe miejsce na spacer pośród przyrody, a jednocześnie okazja do obserwowania wielu gatunków dzikich ptaków w ich naturalnym środowisku, ponieważ w 1963 roku został tam utworzony rezerwat ptactwa wodnego i błotnego. Mieści się tam również ogromne gospodarstwo rybackie specjalizujące się w hodowli karpii. Jednym słowem, wyjazd w tamte okolice jest zawsze dobrym pomysłem na weekendowy wypad.
Zabrałem rower i w drogę! Parę lat temu śladem dawnej kolejki wąskotorowej powstała trasa rowerowa, która rozpoczyna swój bieg na stacji w Sułowie, a ostatni przystanek ma w Grabownicy, gdzie można kontynuować wyprawę ścieżkami wokół stawów. W połowie trasy przejeżdżamy przez miasto, gdzie w niepozornym, szarym budynku mieszczącym się przy ulicy Zielonej ma swoją siedzibę mniej znany szerokiemu odbiorcy Browar Milicz. Powstał on całkiem niedawno, oficjalna premiera pierwszych uwarzonych piw miała miejsce w październiku zeszłego roku w warszawskim pubie Same Krafty. Browar został utworzony przez jednego z najbardziej rozpoznawanych piwowarów domowych, Jacka “Jacera” Domagalskiego. Poprzeczka moich oczekiwań podskoczyła o kilka oczek. Dawniej Browar Nepomucen, później przez krótki czas Pracownia Piwa, a teraz projekt autorski, jakim jest właśnie Browar Milicz. Ciekawie 🙂
Obecnie piwa z Milicza warzone są kontraktowo, jednak plany zakładają powstanie już wkrótce pełnoprawnego, kraftowego browaru.
Sam mieszkam pod Wrocławiem, tak więc Milicz jest mi miejscem dobrze znanym. Muszę jednak uderzyć się w piersi i przyznać do tego, że nigdy nie miałem okazji spróbować żadnego z produktów browaru. Mea culpa. Najwyższy czas coś z tym faktem zrobić. Tym razem moja weekendowa rowerowa wyprawa zaprowadziła mnie prosto do zajazdu rybnego “U Bartka”, a tam z lodówki wyglądały i zapraszały do wypicia piwa z Milicza. Butelki z niebieską etykietą i napisem Like Swimming kryły w sobie piwo w stylu IPA, a kolor zielony był przypisany do APA o nazwie Free Bird.
Tradycje piwowarskie regionu sięgają kilkuset lat wstecz, zespół pałacowy w Miliczu został zbudowany w latach 1797- 98 właśnie w miejscu starego browaru. Szybki kontakt z ekipą z Browaru (błyskawiczna reakcja na Instagram – dziękuję!) i już w kieszeni miałem zaproszenie do odwiedzin. Niestety, pierwszy tak piękny weekend w roku spowodował, że “U Bartka” pojawiło się tego dnia pół Wrocławia (serdeczne pozdrowienia dla ekipy w koszulkach Browaru Nepomucen ze stolika naprzeciwko, czyżby przyjechali sprawdzić produkty Jacera? ;)) i odwiedziny trzeba było przełożyć na kiedy indziej. Sądzę, że impreza z okazji otwarcia własnej warzelni będzie ku temu najlepszą okazją. Czekam na zaproszenie 🙂
Nie mogłem wrócić z pustymi rękoma, dokonałem więc zakupu bezpośrednio w zajeździe i tak wieczorem w mojej piwnej lodówce chłodziła się już zielona APA z logo browaru na etykiecie.
Oczekiwanie na schłodzenie się piwa do odpowiedniej temperatury wykorzystałem na odświeżenie informacji na temat browarów, gdzie w oczekiwaniu na własny sprzęt Jacer warzy milickie piwa. Premierowe produkcje powstawały w wielkopolskim Browarze Largus, a zgodnie z etykietą obecnie warzenie odbywa się w Browarze ReCraft w Świętochłowicach. Okazało się również, że początek był bardzo odważny – pierwszymi piwami były American Wheat i malinowe Fruit APA. Robienie czegoś takiego na cudzym sprzęcie jest znakiem wielkiej pewności siebie i bezkompromisowego podejścia. Nic tylko trzymać kciuki za dalszy ciąg!
Zapraszam na szklaneczkę Free Bird APA.
Piwo osiągnięło docelową temperaturę, tak więc wylądowało w szklance i mogłem wreszcie zaspokoić swoją ciekawość. Jak udały się pierwsze warki? A no… całkiem nieźle!
Bazę aromatyczną APA z Milicza stanową słody, dodatkowo pojawiają się wyraźne, przyjemne nuty cytrusowe. Powymądrzam się i stwierdzę atutorytatywnie, iż <wymadrzamSie>w pewnym momencie wręcz wydawało mi się, że wyczuwam charakterystyczny zapach liści kaffiru</wymadrzamSie>. Jak na apę przystało aromaty są stonowane, lekkie i w przypadku tego piwa dość ulotne. Trzeba się skupić, by je zidentyfikować i mieć świadomość ich istnienia. I bardzo dobrze, i tak ma być. Nikt nie powinien oczekiwać od piwa uwarzonego w tym stylu, że będzie nas ono prowadziło za nos. Ma być delikatnie i zwiewnie. W smaku jest pewna wodnistość, zabrakło mi delikatnie lepiej zaznaczonej kontry słodowej. Przy 4.6% alko jest potencjał na poprawę, jednak należy pamiętać, że browar jest ciągle na gościnnych występach i używa nieznanego sobie sprzętu. Tak więc wybaczam 🙂
Jestem przekonany, że gdybym dał Free Bird do wypicia losowej osobie, zostałoby ono wypite duszkiem
Czy to dobrze? Według mnie tak. Takie lekkie piwa mają świetny potencjał na sprzedaż do mniej zaznajomionego z kraftem odbiorcy. Latem jest to wręcz piwo idealne. Do tego długa, ale nie zalegająca goryczka o bardzo przyjemnym charakterze, która kojarzy mi się z warzeniem przy wykorzystaniu techniki First Wort Hopping (wrzucanie chmielu przed rozpoczęciem gotowania brzeczki).
Muszę się teraz do czegoś teraz przyznać.
Pijąc to piwo nie sprawdziłem wcześniej jego parametrów i byłem przekonany, że zostało ono przepasteryzowane. Dlaczego tak uważałem? Według mnie wskazywał na to bardzo ciemny jak na użyte słody kolor. Tłumaczyło to również karmelową słodycz, jaką można było wyczuć w aromacie. Pozbawiony większych wad profil smakowy nie sugerował problemów z utlenieniem, tak więc byłem przekonany, że miałem do czynienia z klasyczną Zemstą Pana Pasteura.
Nie muszę chyba mówić jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy wziąłem do ręki pustą już butelkę i przeczytałem na etykiecie
PIWO NIEPASTERYZOWANE
Ups. Fail. Skąd się więc wziął bursztynowy wręcz kolor tego piwa? Zbyt wysokie pH? Dłużej gotowana brzeczka? A może po prostu tak miało być 🙂 Czy ktoś ma jakieś pomysły w tym temacie? Jeśli ktoś coś… proszę o kontakt, komentarz poniżej. Ja tymczasem spróbuję w międzyczasie zasięgnąć informacji u źródła.
Podsumowując, Free Bird APA okazał się być piwem bardzo pijalnym. Nie zapadającym w pamięć, ale też ciężko się było do czego specjalnie przyczepić. Dodatkowo osnute nutą tajemnicy 😉 (skąd ten kolor?) i warzone lokalnie. Sądzę, że przy odpowiedniej polityce cenowej piwo z Milicza mogłoby być dla szerokiego odbiorcy całkiem dobrą alternatywą dla koncernowych lagerów. Jest to produkt, który nie szokuje, ale w zamian daje solidny przykład piwa uwarzonego nowocześnie i z klasą.
Ja to kupuję i składam gratulacje za bardzo dobry początek.
W mojej skromnej opinii do poprawki zostaje wodnisty finish i zdecydowanie za ciemny kolor. Ciągle uważam też, że to piwo było jednak na którymś etapie pasteryzowane. A może stało gdzieś długo w pełnym słońcu?
Następnym razem na pewno odwiedzę sklep firmowy w Miliczu i spróbuję pozostałych produkcji z gitarowym gryfem w logo. Życzę z całego serca ekipie Browaru Milicz jak najmniej nietrafionych nut i wielu hitów!
Tutaj możesz dodać swoje trzy grosze