bum tarara bum! Uwielbiam jagody. W każdej postaci i każdej ilości. Ich smak i aromat powoduje, że kręci mi się w głowie a podświadomość zasypuje mnie flashbackami z dzieciństwa. Bo jagody to moje wspomnienie z tamtych czasów.
Niejako przez przechodniość podobny sentyment czuję do borówki amerykańskiej. Co prawda smak ma zupełnie inny, ale jednak już sam fakt, że wygląda podobnie wystarczy do wywołania pozytywnych skojarzeń. No i smakuje równie dobrze 🙂 Inaczej, ale wyśmienicie 😀
Najwyraźniej miłość do wszystkiego co borówkowe jest cechą ludzi o wyjątkowo dobrym guście, ponieważ gospodarze 6. Konferencji Borówkowej – największego spotkania plantatorów borówki na świecie – wybrali Browar 100 Mostów z Wrocławia do uwarzenia oficjalnego piwa tej imprezy. Wprost genialny pomysł i bardzo dobry wybór przedstawicieli sztuki piwowarskiej do realizacji tego zadania.
Muszę się do czegoś przyznać. ART+16, bo taką nazwę ma to piwo, kupiłem już dosyć dawno. Stał na półce i był codziennym wyrzutem sumienia, który cicho szeptał “wypij mnie… wypij mnie…” a ja skutecznie go ignorowałem. Sam nie wiem, dlaczego… w końcu tak ładnie prosił, ubrany w śliczną, jagodową czapeczkę. Chyba się bałem konfrontacji i uczucia zawodu, uważając, że nie da się zamknąć geniuszu jagody w piwie. Niedawno ART zirytował mnie tym swoim ciągłym szeptaniem tak bardzo, że zamknąłem go w kegeratorze i postawiłem tak, by nie rzucał się specjalnie w oczy podczas otwierania drzwi do chłodziarki.
Problem solved?
A gdzie tam. Podziałało na dwa, góra trzy dni i wyrzuty sumienia wróciły ze zdwojoną siłą. Nie dało się już ich dłużej ignorować. Piwo przestało szeptać i krzyczało głośno, zdecydowanie nie podobało mu się więzienie kegeratora.
Musiałem coś z tym zrobić i musiałem to zrobić natychmiast. Rozwiązanie mogło być tylko jedno:
Poszedłem na te cholerne jagody…
I nie żałuję. O, jak ja bardzo nie… a właściwie to żałuję, i to ogromnie, że nie wypiłem tego piwa wcześniej! ART+16 Blueberry Foreign Extra Stout Nitro nie zawodzi!
Najbardziej to chyba się bałem, że całe to nitro to będzie jedna wielka ściema. Dla przypomnienia – rozpuszczalność azotu w wodzie jest kilkadziesiąt razy mniejsza niż dwutlenku węgla, tak więc typowe aksamitne nitro stouty muszą być nalewane ze specjalnego kranu, które nasyca piwo azotem podczas nalewania. Ten nie zamierza tam jednak długo pozostawać i natychmiast bardzo energicznie opuszcza płyn, tworząc duże ilości malutkich bąbelków i budując kremową pianę. Guiness, Murphy’s, Beamish – wszyscy znamy i kochamy Irish Stouty właśnie za tę pianę i aksamitność, jaką do nich wprowadza nasycanie azotem.
Sprzedać piwa wyłącznie z kranu ma jednak swoje ograniczenia i browary od dawna starały się poradzić sobie z tym problemem. W 1969 roku wspomniany już Guiness opatentował tak zwany widget, czyli plastikową kulkę (w wersji dedykowanej do butelek ma on kształt podłużny), która po otworzeniu puszki czy też butelki pozwala na wyzwolenie ogromnych ilości mikroskopijnych pęcherzyków azotu. Dość dobrze imituje to kremową konsystencję piany tworzonej przez kran nitro i wprowadza pewną ilość niezbędnej aksamitnej gładkości. Pierwsze piwo wykorzystujące koncepcję widgetów pojawiło się na rynku w 1989 roku i do dzisiaj jest to główna metoda produkcji konfekcjonowanego piwa z azotem.
Puszka to jedno, ale co z butelką?
Tutaj właśnie był zonk, ponieważ Browar Stu Mostów nie wykorzystał żadnego nitroustrojstwa podczas butelkowania ART+16. W środku było wyłącznie piwo i jak przypuszczałem, pewna ilość azotu pod ciśnieniem. Czy to wystarczy? Powiem tak… jeśli nalewaliście kiedyś Guinessa z butelki to na pewno jesteście w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, skąd brały się moje wątpliwości. Czy butelkowy Guiness miał tę samą pianę, którą można zobaczyć na piwie nalewanym z puszki, w której znajdował się widget. Ano, nie miał.
Nic, pustka, null, void.
Stres 10/10. Butelka 330ml, tak więc przygotowałem szkło o tej pojemności. Zapoznałem się z instrukcją nalewania (otworzyć i nalać bardzo intensywnie, wręcz obracając butelkę do góry nogami), otworzyłem kapsel i…
Zabrakło mi szklanki
Nie zdążyłem nawet obrócić butelki. Efekt nitro przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. W życiu nie widziałem tak obficie budującej się piany w piwie, do którego nie została dodana żadna plastikowa zabawka wspomagająca azot w jego pracy. Szok, niedowierzanie i ostatecznie wielka radość. Wow!
Piana była kremowa, wysoka, bardzo gładka. Tę samą gładkość można było również wyczuć w samym piwie. Wrocław – brawo! Co prawda piana zniknęła po dwóch minutach praktycznie bez śladu, ale jednak zbudowała się wzorowo. Nie oczekujmy cudów, widgety również nie są ich źródłem 🙂 Nic nie przebuje stouta serwowanego prosto z kranu. Ale ale… kiedy tylko będę miał okazję spróbuję drugiego nitro z Wrocławia, czyli Oatmeal Chocolate Milk Stouta z Salamandrą na etykiecie.
Dalej było już tylko lepiej. Prawdziwe święto borówek, a może lepiej byłoby powiedzieć – jagód, bo aromat jaki przebija z tego stouta jest dużo bardziej jagodowy niż borówkowy. Być może miała na to wpływ odmiana Rubel borówek użytych do produkcji, być może to, że do piwa poszło wszystko – miąższ, skórki, pestki – całe dobro. W każdym razie jagody były i to bardzo wyraźnie zaznaczone. Dodatkowo kakao i lekka cytrusowość dopełniły dzieła.
W smaku piwo oprócz typowego dla FES profilu jest bardzo świeże, owocowe, lekko kwaskowe, przyjemnie jagodowe. Nie ma goryczki, zamiast niej mamy muśnięcie pozostającego na podniebieniu kakao. Wszystko jak w dobrze zrobionym tiramisu 🙂
Tak. To piwo pasowałoby wyśmienicie do tiramisu!
Alkohol jest niewyczuwalny, co przy 5.9% alko jest bardzo zdradliwe. Dobrze, że butelka ma małą pojemność 😉 Delikatne, pochodzące od azotu wysycenie dopełnia całości.
Piwem tym miałem przyjemność cieszyć się w temperaturze około 7ºC, przy czym części pozwoliłem się odrobinę ogrzać by sprawdzić, jakie zmiany to spowoduje. W wyższych temperaturach profil aromatyczny przesuwa się w kierunku jagód nie powodując jednocześnie pojawienia się żadnych niepożądanych gości. Mniam w całej rozciągłości,
Uwielbiam.
Tutaj możesz dodać swoje trzy grosze